Gdy masz małe dziecko, potrzebujesz wózka.
Wprawdzie wyobrażam sobie, że można się całkiem bez niego obyć (w końcu w Afryce jakoś dają radę przemieszczać się i robić wszystko z dzieckiem przewiązanym na plecach), ale i tak uważam, że wózek to niezbędny zakup, gdy pojawia się niemowlę.
Biorąc pod uwagę, że przeciętnie mama spaceruje około 2-3 godzin dziennie, warto się do tego zakupu przyłożyć, tak, żeby finalnie się z tym pojazdem lubić. Docenisz, jeśli wybierzesz taki model, który da sobie radę również w terenie (wózki retro wyglądają ładnie na zdjęciach, ale są krytycznie niepraktyczne), a przy tym będzie lekki, bo nie raz przekonasz się, że windy miejskie  najczęściej nie działają, a podjazdy dla inwalidów to wciąż nie jest standard.

Wózek sprawia, że można z dzieckiem zrobić spore zakupy, dociążyć kosz pod spodem dodatkowym balastem, przewieźć nim hulajnogę, oblecieć urząd, pocztę i targ, poznać wreszcie każdy krawężnik i płytę chodnikową najbliższej okolicy. Można pojechać na koniec dzielnicy z kubkiem kawy postawionym stabilnie  w uchwycie przypiętym do rączki wózka, albo jeśli wolisz: umówić się na kawę na mieście: wypić ją stacjionarnie, z koleżanką, która przybędzie ze swoim wózkiem z drugiego końca miasta,

Musowo wtedy update na insta:
pijemy kawę (o taką – fota)
lokalizacja (o tu – pinezka)
z (@)
I koniecznie: #mumslife #motherslife

Kiedys, w trakcie tej całej kawy na mieście, zapomniało mi się na chwilę, że przyjechałam do kawiarni ze śpiącą Jagoda w wózku i wyszłam… bez wózka i bez dziecka…

Mnogość rekwizytów, wkładów i śpiworków do wózków zachwyca, dlatego lubię wózki monokolorystyczne (czarne, szare, granatowe), do których wszystko pasuje i łatwo je tuningować w zależności od pory roku, nastroju, płci dziecka i gustu jego rodzeństwa (PS. szukam śpiworka letniego w pieski…). Jeśli kupisz wózek w wyrazisty wzór, licz się z tym, że możesz mieć problem, żeby go sprzedać – ciężej będzie ci znaleźć kogoś, kto podzieli twój entuzjazm na folkowych wzorów, szkockiej kraty, albo sów.

Lubię wózki proste konstrukcyjnie, takie, które nie pozwolą właścicielowi  czuć się jak idiota, gdy próbuje zapakować je po raz pierwszy do bagażnika.
Jagoda miała wózek Mutsy (3w1) – był ciężki, toporny, ale potrafił odnaleźć się w każdym terenie. Przebyliśmy z nim prawie wszystkie Maderskie lewady (tam gdzie wózek nie dawał rady – przerzucaliśmy się na chustę). Kalina miała X-landera, który nie miał wad. Poza jedną: nie mieścił w sobie dwójki dzieci na raz, więc od początku naszej drogi jako rodzina 2+2 mieliśmy również podwójną przyczepkę/wózek Thule, która rozkręciła nas wszystkich sportowo. Potem kupiliśmy też “parasolkę” Maclarena, które są świetnym rozwiązaniem na czas podróży i  dla niezdecydowanych dzieci w fazie “chodzę, ale nie za bardzo”. Gdy słyszę od rodziców, że ich dziecko, nie może wyleżeć w gondoli, łączę się z nimi w bólu, bo to naprawdę frustrujące pchać wózek i nieść równolegle płaczące niemowlę na rękach. Oczywiście: jako pediatra, poza współczuciem, zainteresuję się, czy przypadkiem dziecko nie ma nasilonego refluksu żołądkowo-przełykowego, ktory może się objawiać między innymi wścieklością przy leżeniu na płasko 🙂
Drugi wątek spacerowy: noszenie.
Ubrałam w chusty ponad sto matek i ich niemowlaków. Udało mi się zarazić kilkadziesiąt z nich pewnym stylem rodzicielstwa. Nie da się być bliżej swojego dziecka po porodzie, niż mając je przywiązane do siebie. Noszenie dziecka w chuście pozwala mu towarzyszyć każdej twojej aktywności i od wczesnego niemowlęctwa widzi świat z Twojego punktu widzenia, a nie zaledwie sufit i to co się mu nad oczyma powiesi.
To nie jest to samo, co noszenie dziecka na rękach (fakt: dobry trening bicepsów), które wyklucza równoległe wykonywanie innych czynności (poza mieszaniem zupy i wykonaniem zdjęcia z dzieckiem przed lustrem :). Lęki o stan kręgosłupa noszącej mamy rozwiewam tym, że przy płynnym przejściu po porodzie do chustonoszenia, stawy nie są bardziej obciążone niż w trakcie ciąży, bo  sumaryczna waga matki i dziecka do około roku od porodu jest prawie stała (ty chudniesz, a ono sobie rośnie). Techniki wiązania można prześledzić w internecie, ale oczywiście, jeśli lubisz mieć osobistego instruktora – na pewno znajdziesz chustowego doradcę w swojej okolicy. Moją idolką w temacie wiązania chust jest @wrapyouinlove, którą śledzę od początków swojego (i jej) macierzyństwa.
Jeśli chodzi o wybór chusty: kupowanie ich często wciąga bardziej niż wybieranie sukienek. Znam dziewczyny, dla których fascynacja wzorami i tkaninami miała już znamiona patologii: sprawiały wrażenie gotowych sprzedać wózek, telewizor, rodowe złoto, nerkę a nawet dziecko, żeby zdobyć kasę na upragniony wzór.Mam w swoim stosie chustowym kilkanaście sztuk bardzo różnych chust i nosideł i z każdą z nich wiąże się jakieś wspomnienie, wyprawa, wspinaczka, która bardzo utrudnia mi rozstanie i puszczenie chusty dalej w świat. Na moje dziecko nr. 3 czekają mięciutkie, ślicznie kawałki materiału, “złamane” przez lata noszenia ciężkich siostrzyczek, więc Hugo będzie miał luksusowo.
Dla początkujących, na start: zwykle polecam tkane “pasiaki”, o długości 4,6m, z bawełny (ewentualnie z domieszkami). Ach: pamiętając o wyprawce spacerowej pamiętajcie o wygodnych butach (dla siebie).