Sanepid po wprowadzeniu w system dodatniego testu dzwoni z czułym pytaniem, jak się czujemy. Nie nakłada izolacji ani kwarantanny na ziomków z kontaktu.
Nikt nas nie omija łukiem gdy słyszy kaszel i nie pyta jaki wirus jest przyczyną gila. Praca zdalna to już raczej wewnętrzne ustalenie firmy nastawione na komfort pracowników, a nie przymus, do którego musimy się dostosować.
Dlaczego wtedy było groźnie, a teraz jest na większej swobodzie? Spieszę z odpowiedzią.
Aktualnie, każdy (niemalże każdy), ma już jakąś odporność na zakażenie koronawirusem. Sztuczną (nabytą drogą szczepień), naturalną (po przechorowaniu), a najczęściej mieszaną (wiadomo co to słowo oznacza).
Nasz układ odpornościowy ma armię białych krwinek, które pamiętają wroga, wiedzą co mają robić w kontakcie z wirusem. Mamy też przeciwciała, które zaatakują wirusa, gdy ten wtargnie do naszego organizmu. To sprawia, że lepiej lub gorzej się z nim rozprawimy. Oczywiście – czasem wirus przełamie naszą odporność i sprawi, że faktycznie zachorujemy, ale rzadko choroba nas totalnie rozłoży, zajmie całe płuca i doprowadzi do niewydolności oddechowej, pod respirator, a potem tam, gdzie miliony ofiar pandemii. Można powiedzieć, że ze znanym wrogiem jest nam po prostu łatwiej walczyć – nie jesteśmy już zaskoczeni jego zjadliwością, a armia białych krwinek i przeciwciał tylko czeka, żeby włączyć się do walki.
Dwa lata temu nikt z nas w swoim organizmie nie miał takiej armii.
Obrazki ze szpitali, jakie widzieliśmy w trakcie szczytu pandemii w Oddziałach COVIDowych, były wystarczającym powodem, żeby podjąć próbę przyblokowania fali zachorowań radykalnymi sposobami (lockdownem, przymusem stosowania środków ochrony osobistej).
Rozłożenie zachorowań w czasie dało wielu osobom szansę, żeby uzyskać pomoc medyczną w tamtym czasie i… niestety zabrało wielu osobom szansę, żeby uzyskać pomoc medyczną z innego powodu niż COVID.
Nie potrafię powiedzieć, jak powinna wyglądać idealna strategia na taką ekstremalną sytuacje, która zastała wówczas cały świat.
Wiem na pewno, że o naszą odporność należy dbać.
Zdrowa dieta, sen, ruch i przytulanie (tak, bez dystansu społecznego z bliskimi) – to najlepsza uniwersalna ochrona przed infekcjami.
Jeżówka, malinka, cytrynka i witaminka – na pewno nie zaszkodzą.
Pamiętajcie też, że istnieją swoiste metody wspierania odporności, ukierunkowane na konkretne zakażenia. To co realnie można i należy zrobić to… AKTUALIZOWAĆ swoją swoistą odporność, czyli się szczepić.
Nabywanie odporności drogą naturalną czasem kończy się poważnie, nawet śmiercią.
Jestem lekarką, szczepię się co roku przeciwko grypie, szczepię się też jako osoba dorosła na krztusiec, kleszczowe zapalenie mózgu, na wirusy brodawczaka (HPV)… i przeciwko COVID-19 – też.
Szczepię się, szczepię swoich bliskich i szczepię swoich pacjentów. Wam też polecam taką strategię na swoją odporność.