Pewien pacjent-przedszkolak, który aktualnie jest w fazie zadawania miliona pytań (co to, po co, dlaczego… znacie to?) stanął przed pewnym koromesłem w gabinecie i strzelał pytaniami jak z karabinu: co to jest? co to za przyciski? A mogę włączyć?

Gdy wytłumaczyłam mu, że to lampa UVC, której promienie działają zabójczo na bakterie i wirusy, powiedział z dziecięcym zachwytem w oczach: “woooow, fajne!” 🙂

Ja też myślę, że lampy UVC są fajne.

Potem spytał, czy koronawirusa też niszczy i gdy potwierdziłam, jego dziecięca wyobraźnia zaczęła napromieniać cały świat promieniami UVC, począwszy od kopalń.

Gdy w szpitalu pojawiała się “ospa wietrzna”, “sepsa meningokokowa” natychmiast była potrzeba, żeby przed wznowieniem pracy i przyjęciem kolejnych osób zdezynfekować pomieszczenie. Wkraczała wówczas często lampa UVC, która rozprawiała się z tematem i w krótkim czasie dezaktywowała patogeny. Kilka minut świecenia i po wirusach, bakteriach, zarodnikach! 

Mechanizm działania nadfioletu na patogenny polega na uszkadzaniu ich osłonek lipidowych, błon komórkowych, czasem materiału genetycznnego, przez co stają się one niezdolne do zarażania, namnażania się.

Zaletą tej formy dezynfekcji przestrzeni i sprzętów jest stosunkowo krótki czas wymagany do wyjałowienia przestrzeni, a wszystko odbywa się w sposób bezkontaktowy.

Teraz, gdy szczególnie zaczęliśmy się przyglądać mikrobiologicznej czystości wszelkich przestrzeni zamkniętych, coraz więcej osób zaczęło stosować taką formę odkażania przestrzeni użytkowych, w tym placówek medycznych. 

W małym Gabinecie lampa przepływowa UVC w czasach pandemii to mój ulubiony “gadżet”. Filtruje powietrze w komorze dezynfekcyjnej z wymuszonym obiegiem powietrza gdy są tu pacjenci,  a kilka razy w ciągu doby oświetla przestrzenie i sprzęty bezpośrenio (pod nieobecność pacjentów, bo promienie UVC są szkodliwe, jeśli działają na skórę, śluzówki). 

Oczywiście nie zrezygnowałam ze środków dezynfekcyjnych stosowanych na skórę rąk i sprzęty medyczne, ani ze środków ochrony osobistej, ale…  lampa to mój “must have” na czas pandemii, której końca nie widać…

Dziś również pewien  rodzic po wizycie w gabinecie podlinkował mi artykuł, że taką metodą planują dezynfekować samoloty między lotami i czy ma sens montowanie jej… w biurze 🙂

Nie wiem czy ma sens –  pewnie nie. Z pewnością do biura nie powinny przychodzić osoby chore, a prawdopodobieństwo transmisji choroby przez osobę bezobjawową przy zachowaniu zasad higieny jest bardzo niskie, więc może w biurze jest to działanie na wyrost, ale w Małym Gabinecie Lekarskim, w której nikt nigdy nie wie „po kim” wchodzi, 

moją odpowiedzialnością jest to, żeby zadbać o sterylność tego miejsca.

Dlatego świecę.